Przeprowadziłem się do mieszkania w trakcie pandemii - oto czego się nauczyłem
W połowie marca, tydzień przed tym, jak Nowy Jork został całkowicie zamknięty z powodu koronawirusa, staliśmy z mężem w kolejce w sklepie spożywczym. Jak wielu ludzi, robiliśmy zapasy podstawowych rzeczy - fasoli w puszkach, papieru toaletowego, makaronu - nie wiedząc, jak będzie wyglądało kilka następnych tygodni.
Mój mąż odwrócił się do mnie i powiedział: "Dostałem SMS-a od właściciela mieszkania, chce z nami porozmawiać". Miałam złe przeczucie, że to, co nadchodzi, nie będzie dobrą wiadomością, a moje obawy potwierdziły się później tego wieczoru, gdy poproszono nas o wyprowadzkę. Ich sytuacja rodzinna uległa zmianie i potrzebowali z powrotem przestrzeni.
Mieszkaliśmy w tym samym mieszkaniu przez ostatnie cztery i pół roku; to rzadkość w Nowym Jorku i najdłużej mieszkaliśmy razem w jednym miejscu. To był nasz dom. Przez te wszystkie lata gościliśmy w nim Przyjaciół, kolacje, przyjęcia, urodziny oraz przyjaciół i rodzinę z Kanady. Całkowicie się tam zadomowiliśmy i nie mieliśmy zamiaru się przeprowadzać w najbliższej przyszłości. Prawdę mówiąc, przeprowadzka była najdalszą rzeczą od naszych myśli, kiedy uderzyła pandemia.
Podobnie jak reszta świata, rok 2020 nie okazał się być tym, którego oczekiwaliśmy. Ale oprócz niepewności spowodowanej przez pandemię - upadająca gospodarka, zamykające się granice, normalne codzienne życie, które całkowicie się zatrzymało - jedna stała, którą mieliśmy w naszym życiu, nasz dom, została nam odebrana. Nie wspominając o tym, że przeprowadzka jest kosztowna - szczególnie w Nowym Jorku - a ponieważ nasz czynsz był tak przystępny przez ostatnie kilka lat, wiedzieliśmy, że znalezienie nowego mieszkania będzie oznaczało konieczność zapłacenia więcej.
Przez kilka dni po otrzymaniu tej wiadomości, mój mąż i ja przeszliśmy przez spektrum emocji. Na początku czułam się stanowczo, zdecydowana, że znajdę miłe miejsce i wszystko będzie dobrze. Mój mąż, z drugiej strony, wziął to trudniej od początku; będziemy musieli pożegnać się z pokładem, który mieliśmy takie szczęście mieć i na którym spędziliśmy tak wiele lat uprawiając pomidory, poranne glorie, lawendę i zioła.
Ale z czasem nawet moja pewność siebie zmalała. Nowy Jork został całkowicie zamknięty, a prognozy dotyczące tego, ile osób zachoruje i umrze w naszym mieście z powodu koronawirusa, były ponure. Nie sądzę, że dramatyzuję, kiedy mówię, że wielu z nas miało wrażenie, że świat się kończy. Coraz wyraźniej było widać, że miasto, które kochaliśmy i nazywaliśmy domem, nie będzie już takie samo.
Kiedy mój niepokój wzrastał, a zagłada stała się rzeczywistością, odbyłem wiele rozmów z mamą na temat tego, co powinniśmy zrobić. Czy powinniśmy spakować wszystko i przenieść się z powrotem do Kanady? Granice miały zostać zamknięte; czy powinniśmy spróbować wrócić do Kanady, zanim utkniemy? Wziąć tę eksmisję jako znak, że nasz czas w Nowym Jorku dobiegł końca?
Muszę jednak przyznać jej uznanie; tak bardzo jak moja mama chciałaby, żebyśmy mieszkali bliżej domu, jej rada była zawsze taka sama: teraz nie jest czas na podejmowanie ogromnych decyzji zmieniających życie. I miała rację: w przeciwieństwie do wielu nowojorczyków, wciąż mieliśmy pracę, oszczędności, przyjaciół i życie tutaj. Przeprowadzka z powrotem do Kanady byłaby dla nas jak rezygnacja, a nie byliśmy jeszcze gotowi na rezygnację z Nowego Jorku. A kiedy mój mąż, doktorant, dowiedział się, że jego wniosek o dofinansowanie na szósty rok został rozpatrzony pozytywnie, przeprowadzka zaczęła być mniej odczuwana jako ciężar, a bardziej jako szansa na skupienie się na czymś, co nie jest związane z pandemią.
Mimo to, dość wcześnie stało się jasne, że przeprowadzka w czasie pandemii nie będzie prosta. Polowanie na mieszkanie w Nowym Jorku jest trudne w najlepszych czasach, ale było jeszcze mniej ofert mieszkań niż zwykle. Ze względu na dystans społeczny nie moglibyśmy poprosić naszych przyjaciół o pomoc w przeprowadzce i nie wiedzieliśmy, czy firmy przeprowadzkowe byłyby uznane za usługę podstawową.
Tygodniami przeglądałam ogłoszenia o mieszkaniach, a w kwietniu zaczęliśmy się o nie starać. Dystans społeczny i niepewność spowodowana pandemią oznaczały, że musieliśmy wypełnić całe aplikacje, zanim nawet udało nam się odwiedzić mieszkanie.
Po stracie na prawie doskonałym mieszkaniu ze wspólnym podwórkiem, znaleźliśmy jasną, słoneczną sypialnię z dwoma łóżkami, która miała otwarty dom następnego dnia - nie mogąc korzystać z transportu publicznego, fakt, że była tylko pół godziny spacerem od naszego obecnego miejsca był wielkim bonusem.
Kiedy przyjechaliśmy, oboje zakochaliśmy się w mieszkaniu. Było na spokojnej ulicy w Bay Ridge, tuż za rogiem od jednego z naszych ulubionych sklepów spożywczych. Było to mieszkanie moich marzeń i zdecydowany upgrade dla nas: przedwojenna kamienica z oryginalnymi elementami, w tym pięknymi podłogami z twardego drewna, wanną z pazurem i dwoma kominkami. Nie miało przestrzeni na zewnątrz, którą chcieliśmy, ale było - co najważniejsze - poniżej naszego budżetu, więc skoczyliśmy na to. Wypełniliśmy wniosek, dołączyliśmy list motywacyjny i wszystkie dokumenty finansowe, jakie przyszły nam do głowy, i zostaliśmy zatwierdzeni następnego dnia, by wprowadzić się dwanaście dni później.
Podczas gdy przygotowania do dnia wprowadzenia się były emocjonalnie wyczerpujące i wymagające dla mojego męża, ja postrzegałam to jako sposób na skupienie mojej niespokojnej energii. Zaczęłam planować, jak ustawię nasze meble i gdzie powieszę nasze ulubione dzieła sztuki, tak wdzięczna, że mam na czym się skupić i na co patrzeć w środku wszystkiego.
Dzień przeprowadzki nie był pozbawiony wyzwań. Firma przeprowadzkowa przyjechała z ciężarówką wypełnioną w połowie cudzymi rzeczami, które kilka dni później miały trafić na Florydę - powiedzieli nam, że prawie wszystkie przeprowadzki, do których zostali wynajęci podczas pandemii, to ucieczka ludzi z miasta. Z pomocą przyszła im inna ciężarówka, a kiedy już usunęli gigantyczny posąg z marmurowej płyty z sześcioma złotymi końmi ciągnącymi powóz, zaczęliśmy ładować nasze meble i pudła.
Znalezienie miejsca parkingowego dla ciężarówki na Brooklynie nigdy nie jest łatwe, więc nasz gospodarz łaskawie zaoferował, że przeniesie swój samochód, aby zrobić miejsce na ulicy, ale minęło tak dużo czasu, odkąd był używany, że bateria była martwa. Po tym, jak mój mąż i jeden z pracowników przeprowadzki pomogli przepchnąć samochód na drugą stronę drogi, ciężarówka wjechała na miejsce, ledwo wciskając się pod drzewo.
Ale potem wszystko poszło już sprawniej. Pomijając fakt, że wszyscy mieliśmy na sobie maski, a pracownicy przeprowadzki rękawiczki, czuło się, że to całkiem normalna przeprowadzka. Jednak noszenie masek nieuchronnie utrudniłoby pracownikom przeprowadzki oddychanie w sytuacji, która i tak jest już fizycznie wyczerpująca, a wykonując swoją pracę, narażali się na ryzyko infekcji.
Cztery i pół godziny później zostaliśmy wprowadzeni do środka, a trudna część i cała niepewność ostatnich dwóch miesięcy dobiegła końca. Pozostaję niewiarygodnie wdzięczny, że mogłem się na tym skupić i że mieliśmy na tyle szczęścia, że było to bardziej szczęśliwe rozproszenie uwagi.
Nie jest dla mnie stracone, że inni ludzie, szczególnie teraz, nie mają środków, aby przekształcić tę okropną sytuację w coś pozytywnego. Przeprowadzka w czasie pandemii nauczyła mnie nie tylko skupiać się na jasnych punktach, ale być wdzięcznym i wiedzieć, jakie mamy szczęście, gdy inni stracili tak wiele.